Advertisement
Klapek

Untitled

Feb 18th, 2021
67
0
Never
Not a member of Pastebin yet? Sign Up, it unlocks many cool features!
text 2.96 KB | None | 0 0
  1. Wracam sobie spokojnie tramwajem do domu, słoneczko świeci, „Sympathy for the devil” leci w słuchawkach, starzy ludzie śmierdzą, aż tu nagle dzwoni mi telefon. Odbieram, a tu matka mówi, żebym po drodze wpadł do Biedronki i kupił wódkę, ananasa i Whiskasa. Trochę się zdziwiłem, bo Mruczek wpadł pod tramwaj trzy lata temu, no ale nic. Kupiłem, wchodzę do domu, a tu, kurwa, inba. Wszędzie czuć siarką i spalenizną, w lodówce chłodzi się spirytus, a z salonu dobiegają dziwne odgłosy. Zaglądam, a tam matka czyta na głos Biblię, a ojciec w pożyczonym od sąsiada smokingu leje komuś wódkę. Jak zobaczyłem, kto zacz, to prawie mi ananas z puszki uciekł – na fotelu siedział największy zbrodniarz wojenny, kot Ciat. Skurwysyn prześladował mnie przez trzy lata liceum, a teraz jeszcze nachodzi mnie i łamie mir domowy. Wkurwiony wchodzę do pokoju, a tam portal do piekieł, szpada na łóżku, dzieła zebrane Stalina i sterta moich spalonych notatek (na szczęście te pisane ręcznie przetrwały). O nieeeee, tak być nie będzie – ta zniewaga krwi wymaga.
  2. Pół godziny później miałem przygotowany plan wypierdolenia futrzaka na orbitę, który niestety mogłem wprowadzić w życie dopiero następnego dnia. Pozostało mi przeżyć kolejne 24 godziny ze skurwiałym wysłannikiem piekieł. Do wieczora jeszcze było jakoś znośnie, poza tym, że Ciat zeżarł na obiad kilogram łososia drugiej świeżości. Niestety, po kłótni na temat literatury z moim ojcem, który twierdził, że ten idiota Dostojewski już dawno nie żyje i nikogo nie obchodzi, kot dostał pierdolca, zabrał mi laptopa i do drugiej w nocy oglądał transmisję z Teatru Wielkiego (a wytłumacz tutaj o północy sąsiadowi, że to nie ty drzesz mordę po rosyjsku do Jeziora Łabędziego, tylko jakieś skurwiałe kocie bydlę). Potem wyzerował pół litra i do rana prowadził coś a'la proces sądowy po łacinie. Pojebane.
  3. Kiedy po nieprzespanej nocy, porannej rozgrywce w szachy z Ciatem (dał mi mata w 7 ruchach) i długim męczącym dniu wróciłem do domu, mogłem zainicjować plan „Woland”. Punkt 17 wpadła zaproszona poprzedniego dnia moja przyjaciółka, Gośka – skrajna kociara. Ciat na jej widok odruchowo nalał jej czystego spirytusu, ale nie dała się złapać w pułapkę. Zaczęła go przytulać, miziać, drapać za uszkiem i pieprzyć głupoty słodziutkim sopranem. Z początku sierściuch się cieszył jak zwyczajny kot, ale kiedy po kilku godzinach Gośka nie okazywała najmniejszych oznak zmęczenia, totalnie się załamał. Wyrwał się jej z objęć, krzyknął głośno barytonem „JOB TWOJU MAĆ, TAWARISZCZ KAMANDIR”, zabrał butelkę i wyskoczył przez okno, gdzie wskoczył na latającego wieprza i odleciał w pizdu na wschód.
  4. Reasumując straty: ćwierć domowego barku poszło na zatracenie, nowe notatki drukowałem pół godziny, a w ramach podziękowań kupiłem przyjaciółce Merci – w końcu Małgorzata spisała się mistrzowsko.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement