Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Długie, uwierzcie mi, warto
- Pracuje w gminnym ośrodku pomocy społecznej. Należy do niej kilka wiosek położonych dosyć blisko siebie, naprawdę malownicze tereny. Kocham takie miejsca. Przyjechałem tu z miasta w sumie po tym jak w wypadku samochodowym umarli moi rodzice, zamieszkałem z moją babcią, a że już jestem po studiach to podjąłem się pracy właśnie w pomocy społecznej. Pomagałem ludziom na studiach w nauce, problemach życiowych i zawsze był uznawany za dobrego kolego, tym bardziej, że była to bezinteresowna pomoc. Miałem dosyć sporo pieniędzy, głównie dzięki rodzicom. Dorobili się na nieruchomościach. W sumie nie musiałbym nawet pracować, ale nie jestem taki. Chce być na swoim i prowadzić skromne życie, na wsi – przy swoich najbliższych, którzy mi pozostali.
- W miejscowości wszyscy mnie znali i byłem nawet lubiany. Odwiedzałem rodziny z różnymi problemami. Najczęściej były to problemy finansowe, gdzie wstyd mi było kiedy wiedziałem, że potrzebują na jedzenie lub książki dla dzieci, a jedyne co mogłem im zaoferować to towarzystwo i marne 550zł miesięcznie. Szukałem czasami dla nich pracy, podpytywałem księdza czy nie trzeba ogródka wypielić, wszystko, żeby tylko żyli na znośnym poziomie. W okresie świąt nawet dokładałem na jakiś prezent dla dzieciaków albo coś… Pomagałem także starszym w zwykłych codziennych rzeczach. Robiłem zakupy i takie tam. Lubiłem spędzać tak czas, często rozmawialiśmy, a właśnie rozmowa najbardziej pomagała tym ludziom. Z resztą nie chce tak rzucać ogólnikami i opowiadać o całej mojej pracy, a skupić się na jednej rodzinie, z którą się bardzo zżyłem.
- Pomagałem pewnej dziewczynie, na imię miała Zuzanna. Brzmi bajkowo jednak jej życie nie było już takie kolorowe. Ojciec był alkoholikiem, któremu pomagałem wyjść z uzależnienia, a matka zmarła 2 lata temu na raka. Zuzia opiekowała się jeszcze młodszym bratem, który miał 8 lat. Ona sama już była dorosła i skończyła liceum jednak na studia nie udało jej się pójść. Robiłem zakupy, pomagałem czasami gotować, opiekowałem się młodym kiedy chciała wyjść na rower z koleżankami. Starałem się jak mogłem bo wiedziałem, że tego potrzebuje. Do tego zauważyłem, że Marek (tak na imie miał ojciec) także chciał uporać się ze swoją chorobą. Zaczął pić po śmierci żony i nigdy nie był agresywny dla swoich dzieci. Jednak nie pracował i żyli po prostu w nędzy. Pieniądze z opieki zawsze dawałem dziewczynie, żeby on nie miał na kolejne piwo czy wódke. Zawsze jednak skądś brał i wracał do domu pijany. Nie raz zastawałem ją z mokrymi policzkami od łez, zawsze mówiła, że kroiła cebule, ale wiem, że było jej okropnie ciężko. Na wakacje wziąłem wolne i zaprosiłem ich nad jezioro. Było dosłownie 15 km od nas. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy ku przygodzie i nie wyobrażacie sobie ile było radości w tym małym chłopcu. Jak dobrze czuła się dziewczyna kiedy mogła spokojnie poopalać się na plaży i odetchnąć z ulgą. Oczywiście jak szczęśliwy był ojciec kiedy widział, że jego dzieci tak dobrze się bawiły. Zuza zabrała brata do wody i oczywiście poszła razem z nim, żeby go pilnować. Ja zostałem z Markiem na ręcznikach i tak rozmawialiśmy. Mówiłem mu o tym, żeby postarał się zapewnić swoim dzieciom właśnie takie dzieciństwo, musi się wziąć w garść i pogodzić się ze stratą żony. Traktował mnie jak przyjaciela i przyznawał mi racje, ale wiem, że to nie było proste. Mimo, że chciał to brakowało mu tego. Myślałem już o tym od dawana i zaproponowałem mu, ze opłacę jego terapię w ośrodku dla uzależnionych od alkoholu. Przyjął to bardzo sceptycznie i powiedział, że musi to bardzo dokładnie przemyśleć. Przemyśleć? Marek zobacz na swoje dzieci ile radości czerpią ze zwykłego pójścia na wodę. Z ojcem. Nie masz nic do stracenia, a możesz tylko zyskać. Spojrzał na mnie, powiedział „dziękuje Ci za wszystko”.. Akurat dzieciaki wyszły z wody… wracamy do domu.
- Minął już tydzień odkąd Marek pojechał na odwyk. Mój urlop dalej trwał, jednak spędzałem te dni w ich domu. Pomagałem w sprzątaniu, gotowaniu i opiekowaniu się Bartkiem. Zuzka mogła w końcu wyjść i pobawić się ze znajomymi, a mi to wcale nie przeszkadzało. Niech korzysta z życia. Pewnego wieczora dostałem telefon, że się napiła i jest z nią źle. W pierwszej pojawił się przypływ gniewu, ale kiedy się opamiętałem to zabrałem Bartka, zostawiłem go u babci i pojechałem po imprezowiczkę. Zastałem ją w opłakanym stanie, na krawężniku, a przy niej siedziała przyjaciółka, która zadzwoniła. Pomogła mi zabrać ją do samochodu i zawiozłem ją do domu. Położyłem do łózka, dałem miskę gdyby chciała się zrzygać i wróciłem po młodego. Babcia się lekko zaniepokoiła, ale powiedziałem, że sprawa zażegnana i może spać spokojnie. Położyłem młodego spać, a sam nie mogłem zasnąć. Oglądałem telewizje i myślałem o tym co się stało i gdzie popełniłem błąd. Tłumaczyłem sam sobie, że może to wybryk jednorazowy, chciała się zabawić, a ma słabą głowę. Nie mogłem być zły, nie na nią….
- Rano przebudziłem się w fotelu przed telewizorem, wstałem żeby sprawdzić co u niej. Spała dalej, otworzyłem okno żeby trochę przewietrzyć i sprawdziłem miskę – była pusta. O to nie jest tak źle – pomyślałem. Zrobiłem szybkie śniadanie, jajecznica z pomidorem + gorąca herbata i obudziłem moich podopiecznych. Bartek zjadł pierwszy i zapytał czy może wyjść na plac zabaw. Czemu nie, akurat balkon był skierowany na huśtawki więc wszystko widziałem. Ubrałem mu butki i dałem małą butelkę wody, żeby sobie pił i nie latał o suchej buzi. Kiedy wyszedł to z pokoju wypełzła skacowana dziewczyna. Przywitałem ją i podałem śniadanie. Widziałem wstyd w jej oczach, więc od razu przeszedłem do konkretów. Powiedziałem, że mam nadzieje, ze to jednorazowym wybryk i więcej się nie powtórzy. Pokiwała głową i żeby rozluźnić atmosferę trochę się z niej pośmiałem jaka to z niej imprezowiczka i pokazałem zdjęcie jak śpi w samochodzie. Słodkim skrzywieniem ust dała znak, że chce się przekomarzać więc pomachałem telefonem przed jej twarzą. Próbowała mi go zabrać i zaczęła trzymać mnie za rękę, ja przycisnąłem telefon do klatki to objęła mnie rękami i próbowała go zabrać. Zbliżyliśmy się do siebie i nagle się zatrzymała. Powiedziała „dziękuje, że mi pomogłeś”. Odpowiedziałem, że to nic wielkiego przecież Cię kocha…. Nie dokończyłem nawet a już tego pożałowałem. Nie mogę sobie pozwolić na taki związek, jak ludzie na mnie spojrzą.. Wysłałem ojca na odwyk a zabawiam się z jego córką, ale ja naprawdę się w niej zakochałem. Była bardzo zaradna, zabawna, uczciwa i kochana. Do tego jej piękne czarne włosy, o które dbała. Z resztą zawsze chodziła zadbana i nie pozwoliła siebie oglądać nieuczesaną. Jednak tego poranka widziałem ją całkiem nieogarniętą, z rozczochranymi włosami.. nadal była piękna. „Czy ty mnie kochasz?” usłyszałem. Nie broniłem się przed tym uczuciem „Tak”. Przytuliła się mocno, pocałowałem ją w czoło, delikatnie. Nie chciałem jej do siebie zrazić. Odpowiedziała, że te mnie kocha.. Byłem szczęśliwy..
- Mijały kolejne dni – razem. Kryliśmy się przed jej bratem, przed innymi ludźmi. Jednak byliśmy szczęśliwi. Graliśmy wszyscy w karty, chodziliśmy na lody zabierając jej brata. To było niesamowite, w końcu odnalazłem swoje szczęście. Jednak najgorsze było przed nami. Zostało 2 dni do powrotu Marka i wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwa rozmowa. Dzień przed przyjazdem posprzątaliśmy całe mieszkanie, zrobiliśmy ciasto i lemoniadę. Kupiłem także rzeczy potrzebne do zrobienia obiadu i kiedy na umówiliśmy się, że kiedy ja po niego pojadę to oni zrobią obiad. Wszystko szło zgodnie z planem, a kiedy przywiozłem Marka był odmieniony. Świeży, zdrowiej wyglądał na twarzy – inny człowiek. Nawet nie rozmawialiśmy o alkoholu, ale wiedziałem, że pierwszy tydzień będzie najważniejszy. Spędziliśmy resztę dnia przy stole opowiadając o tym co robiliśmy kiedy go nie było. Na wieczór wróciłem do swojego domu.
- Kolejne dni to pasmo sukcesów Marka. Znalazł pracę, jako kościelny. Dbał o ogródek przy kościele, bił w dzwony na msze, dosłownie wszystko. Nie wiedziałem, że z niego taka złota rączka jak się okazało kiedy naprawił zniszczone ogrodzenie cmentarza. Wszyscy mówili, ze tak się zmienił. Zabierał dzieci na lody, nad wodę. Ja byłem szczęśliwy, on był także. Oczywiście dalej po kryjomu spotykałem się z Zuzią. Dwa tygodnie po tym jak wrócił postanowiliśmy, ze powiemy mu o naszym związku. Kiedy był w pracy zrobiliśmy pyszny obiad. Nawet pamiętam jaki. Były to żeberka w sosie musztardowym z pieczonymi ziemniaczkami i surówką. Marek wrócił z pracy i nie ukrywał swojego zaskoczenia. Usiedliśmy do stołu, my z Zuzanna obok siebie i Marek z synkiem naprzeciwko. Rozmawialiśmy na różne tematy, aż w końcu zapytał czemu ma służyć taki obiad i jest mile zaskoczony. Złapaliśmy się za dłonie i położyliśmy na stole, aby zasygnalizować w milczeniu, że jesteśmy razem. Cisza trwała dobre parę minut. Marek wstał od stołu, spojrzał mi w oczy i powiedział, że nie spodziewał się tego po swoim przyjacielu. Kazał mi wyjść z mieszkania. Mimo protestów córki wygonił mnie i kazał nie wracać. Przed wyjściem mówił coś o tym, że wbiłem mu nóż w plecy i zamiast opiekować się jego córką to sobie ją wykorzystuje. Załamany wróciłem do domu i myślałem o tej sytuacji. Może niepotrzebnie okazywałem swoje uczucia.
- Wieczorem dostałem sms-a, był od mojej ukochanej. Napisała, że Marek wyszedł z domu. Zapytałem czy przyjechać, powiedziała, że może lepiej nie. Sama z nim porozmawia. Kiedy wrócił do domu był kompletnie pijany. Próbowała z nim porozmawiać o nas, mówiła, że mnie kocha, a wtedy dostała z liścia w twarz. Tak, zaczął ją bić. Uciekła z domu, pojechałem po nią. Spędziliśmy tą noc u mnie, ciągle płakała i mówiła, że musi wrócić po braciszka. Powiedziałem, że nic mu się nie stanie i żebyśmy zostali. Jutro po niego pojedziemy.
- Następnego dnia rano pojechaliśmy po brata, żeby go zabrać. Kiedy weszliśmy do mieszkania śmierdziało rzygami i alkoholem. Marek spał na fotelu, zachlany i śmierdzący. Nie dowierzałem, że można tak stoczyć się w jeden dzień. Usłyszałem pisk z pokoju i szybko tam pobiegłem. Zuza cała się trzęsła, a za nią na łózku leżał jej młodszy braciszek z widocznym pręgiem na szyi i śladami bicia. Ten skurwiel go udusił. Wróciłem do pokoju i zacząłem go okładać pięściami. Obudził się i zaczął przeklinać nas, swojego syna i wszystkich dookoła, że zniszczyliśmy mu życie. Zadzwoniłem po policje, która go zgarnęła. Zuze przesłuchali zabrałem ją powrotem do babci. Nie odzywała się całą drogę, wlepiona w szybę samochodu patrzyła gdzieś daleko w miejsce tylko jej wiadome. Rozumiałem ją.
- Był już wieczór, zrobiłem jej kolację i herbatę. Chciałem spędzić z nią jeszcze trochę czasu bo już jutro wracam do pracy. Zjadła w ciszy, nie chciałem jej zmuszać do rozmowy. Jeśli by chciała ze mną porozmawiać to zrobiła by to. Poszliśmy spać…
- Rano kiedy spojrzałem na jej twarz oczy nadal miała sine i czerwone policzki, płakała pewnie całą noc, ale tak cicho, żeby mnie nie obudzić. Przykryłem ją jeszcze bardziej, pocałowałem w czoło i poszedłem do pracy. Dzień bardzo powoli, miałem setki myśli w głowie i nie mogłem się skupić. Miałem tego dnia dużo papierkowej roboty, wszystko zostawiłem i wróciłem wcześniej do domu. Wracając kupiłem jeszcze kwiaty, żeby chociaż trochę poprawić jej humor. Babcia pracowała sobie w ogrodzie przy jej ukochanych warzywach, wyrywając najmniejsze chwasty. Wszedłem po cichu do domu, żeby zrobić małą niespodziankę i uchylając drzwi wszedłem do pokoju…
- Drzwi stawiały opór, ciężko było mi je otworzyć. Pchnąłem mocniej i coś się przewaliło. Wszedłem szybko do pokoju… powiesiła się na klamce i dla pewności podcięła sobie żyły. Na biurku leżał list. Napisała w nim, że to moja wina, że jej braciszek umarł, nie chciałem po niego jechać tamtego wieczora i teraz kiedy on nie żyje, a ojca nienawidzi, nie ma dla kogo żyć. Padłem na ziemie, zacisnąłem pięści, a łzy napływały mi do oczu. Musiałem wziąć się w garść. Podjąłem męską decyzję i postanowiłem działać. Zacząłem ściągać z niej ubrania i bieliznę, spełniałem się za każdym posuwistym ruchem. Jej martwe nogi przewalały się w każdą stronę. Miłosne uniesienia przerwały mi donośny dźwięk kroków. Ktoś wbiegał po schodach. W jednoznacznej sytuacji na miejscu zdarzenia zastali mnie policjanci. Kiedy mnie zobaczyli to jeden zaczął rzygać, drugi podbiegł i kopnął w twarz, zrzucając mnie z bezwładnego ciała mojej partnerki. Dziś siedzę w celi, dostałem 5 lat za zbeszczeszczenie zwłok. Niczego nie żałuje, Carpe diem.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement