Advertisement
Not a member of Pastebin yet?
Sign Up,
it unlocks many cool features!
- Piękny późnowiosenny poniedziałek. Wietrzyk wieje, śpiewają ptaszki, a słoneczko świeci. Wrrróć, napierdala. 25 stopni Celsjusza, chuj wie ile Fahrenheita, a temperatura odczuwalna jest taka, że przed chwilą jakiś gość w mundurze spytał mnie o drogę do El-Alamein. Na dodatek od trzech dni zbiera się na burzę. Jak to wszystko pierdolnie, to będzie cudownie, ale na razie jest tak duszno, że człowiek poci się, wychodząc spod prysznica. A jakby tego było mało, to akurat dzisiaj muszę przejechać pół miasta Łódź tramwajem.
- Razem ze mną na placu Niepodległości do szóstki ładuje się horda babsztyli z Górniaka. Na zewnątrz gniew Apolla w czystej postaci, a te kreatury musiały akurat dziś kupić pół tony kapusty kiszonej i wiadro podrobionych perfum. Jebie jak front wschodni, tylko że tam przynajmniej było chłodniej. Wyłączam niepotrzebne funkcje mózgu i staram się skupić jedynie na delikatnym powiewie powietrza, bo oczywiście w tych reliktach późnego Gierka klimatyzacji nie uświadczysz. Mijam pierwszą katedrę i powoli przyzwyczajam się do tego Inferna na szynach, aż tu nagle tramwaj staje na placu Katedralnym. Parę emerytek wychodzi, wiatr minimalnie chłodzi wnętrze wagonu, a pomnik Jana Pawła II powoli zaczyna się roztapiać.
- I w tym momencie moją odyseję trafia szlag. Po schodkach do wnętrza wspina się ona. Siedem warstw płaszczy termoaktywnych, beret bojowy, zmarszczki, jakby była kiedyś sanitariuszką w powstaniu (prawdopodobnie Spartakusa) i dominująca chęć anihilacji otoczenia w oczach. W oczach? W życiu czegoś takiego nie powiedziałem, ona ma ślepia. Spojrzeniem owych ślepi zwalnia sobie miejsce siedzące, ale zanim usiądzie, postanawia zemścić się na całym świecie:
- - ALEŻ WIEJE.
- I zamyka okno.
- Kur-wa-mać. Momentalnie czuję, jak zaczynam się pocić. Alternatywka dwa siedzenia dalej ociera farbę ściekającą wraz z potem grzywki, a menel śmierdzi jeszcze bardziej. Przypiekany żywcem dzieciak zaczyna wyć niczym syrena Stuki, a Seba przegląda w głowie kodeks prawa ulicy, zastanawiając się, co może zrobić za termoagresję. Docieramy do Piotrkowskiej Centrum. Ratuje się kto może, ale skurwiała wysłanniczka ciemności siedzi dalej i piorunuje wzrokiem każdego, kto próbuje otworzyć okno. Osuwam się na siedzenie i odplywam, mając przed oczyma twarz Lawrence’a z Arabii.
- Budzę się parę przystanków dalej, nieopodal placu Wolności. Za oknem w końcu zbierają się chmury, Kościuszko zszedł z pomnika i na Petrynie zbiera na zimne piwo, a ten pieprzony żywiołak słoniny nadal siedzi i zamienia tramwaj w krematorium. Święty Teslo, patronie jebania prądem, zmiłuj się nad nami. Babsztyl wstaje z miejsca i kieruje się ku drzwiom. Zajeżdżamy na przystanek i w tej samej chwili zaczyna lać. Drzwi się otwierają, termodynamiczny demon staje na chodniku, Seba rzuca się do okna...
- I JAK TU NIE PIERDOLNIE!
- Chyba Zeus się nad nami zlitował, bo piorun ominął wszystkie budynki wraz z piorunochronami i jebnął prądem centralnie w starą babę. Maszynista wysiada, odpala trzymanego na specjalną okazję malboraska od płonących zwłok, staje na torach i zaciąga się z uśmiechem od ucha do ucha. Pasażerowie ze łzami szczęścia obserwują skwierczącego truposza, jednak po chwili te szczęśliwe chwile znikają niczym – nomen omen - łzy w deszczu. Menelik niemrawo podchodzi do denatki i konfiskuje portfel (straty oszacowano na 32 zł). Seba otwiera triumfalnie Kustosza, a ja spokojnie wychodzę z tramwaju i spokojnie kieruję się do Manufaktury. Sprawiedliwości stało się zadość, dziękuję pan Tesla.
Advertisement
Add Comment
Please, Sign In to add comment
Advertisement